Rolnictwo to nie tylko praca fizyczna, ale przede wszystkim pasja, intuicja i codzienny kontakt z naturą. Rozmawiamy Justyną Górniak – rolniczką, która z powodzeniem łączy tradycję z nowoczesnym podejściem, prowadząc gospodarstwo oparte na różnorodności, wartościach i relacjach z ludźmi. W wywiadzie opowiada o codziennych wyzwaniach, źródłach satysfakcji, kobiecej sile w rolnictwie oraz o tym, jak budować samowystarczalne i świadome życie na wsi.
Co Twoim zdaniem jest najważniejsze w byciu rolniczką?
Według mnie najważniejsza w byciu rolniczką jest radość z bliskiego kontaktu z ziemią. Kiedy zdejmuję buty i gołymi stopami stąpam po „czarnym złocie”, wiem, że to jest moje miejsce, które dodaje mi siły. Codzienne wędrówki po polu, by zobaczyć wzrost naszych roślin, to czas nie do zastąpienia niczym innym. Moja rola — bycie w stałym kontakcie z rosą skropioną trawą, opowiadanie o gospodarstwie, uprawie i pracy w polu — to dla mnie największy dar.
Kobieta jest stworzona do opieki nad potomstwem i bliskimi, dlatego posiada w sobie naturalną intuicję do zadbania także o gospodarstwo. Aby odnaleźć się w tej roli, trzeba być świadomą sezonowości procesów panujących w rolnictwie. Myślę, że poświęcenie się ziemi to podstawowa cecha prowadząca do rozwoju. Rolniczka powinna lubić zmiany, ponieważ praca w tej dziedzinie gospodarki jest nieprzewidywalna — czasem trzeba wprowadzić nowe uprawy, rozpocząć hodowlę zwierząt albo zaprosić ludzi do zagrody. Otwartość to podstawa, by nawiązywać relacje z innymi rolnikami, doradcami czy naukowcami. Spotkania z ludźmi z branży są niezbędne do wprowadzania innowacji i utrzymania stabilności. Do dzieła, babeczki!
Co daje Ci największą satysfakcję z prowadzenia gospodarstwa?
Największą satysfakcję daje mi praca z rodziną, którą spotykam każdego dnia. To z nią mogę rozwiązywać różne zadania. Kiedy uda mi się przekonać tatę do innowacyjnych rozwiązań, moja duma rośnie, a buzia uśmiecha się jeszcze szerzej. Gdy skorzystam z jego wskazówek i uprawa się uda, od razu go chwalę przy innych, dzieląc się tym doświadczeniem. Samodzielność w podejmowaniu decyzji i współpraca z mężem, który — podobnie jak ja — kocha naturę, są niezwykle budujące. Rodzina, natura, współpraca i wspólny cel — to właśnie spaja nasze gospodarstwo.
Ogromną satysfakcję daje mi również powrót klienta po warzywa. Usłyszeć: „Wasze produkty są prawdziwe, świeże — od razu przygotowałam z nich wspaniałą potrawę”, to miód na moje uszy. Kiedy nowa osoba przychodzi z polecenia i prosi o „tę małą marchewkę z zielonymi włosami”, czuję radość. Gdy kogoś przekonam do spróbowania nowości z uprawy i podaruję je gratis, a w zamian widzę uśmiech i chęć do kulinarnego eksperymentowania — to mnie buduje.
Bezpośredni kontakt z ludźmi po wyjściu z pola to przygoda. Jestem gotowa na rozmowy o gastronomii i ich własnych uprawach. Od klientów poznaję przepisy, niektórzy proszą mnie o uprawę konkretnych roślin, przynoszą sadzonki, częstują własnymi zbiorami, zachęcają do stworzenia kolejnego ziołowego kąta.
Opowiedz nam o swoim gospodarstwie.
Urodziłam się i wychowałam na wsi. Moi dziadkowie i pradziadkowie byli rolnikami i utrzymywali się z handlu lokalnymi towarami. Pochodzili z różnych regionów, doświadczyli wielu zmian i wyzwań, na przykład podczas II wojny światowej. Mimo wszelkich trudności wiedza i pasja do rolnictwa są przekazywane w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie.
Studiowałam Turystykę i Rekreację w Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu. Dodatkowo w 2015 roku uzyskałam tytuł technika rolniczego w CKZiU w Ludowie Polskim. Dzięki edukacji rozwinęłam swoją pasję do agroturystyki, zdrowej regionalnej żywności i życia na wsi. Dyplom technika rolniczego umożliwił mi zakup gospodarstwa (przy wsparciu środków unijnych) już w wieku 23 lat. Po ślubie zbudowałam z mężem dom na ziemi moich rodziców — chcieliśmy być blisko rodziny i gospodarstwa.
Przez pół roku, prawie w każdy weekend, zarówno ja, jak i mój mąż sprzedajemy produkty z naszego rodzinnego gospodarstwa na lokalnym targu. Każdego roku spotykamy setki, jeśli nie tysiące osób. Kontakty, które budujemy z klientami, są dla nas bardzo ważne.
Zajmowałam się też promocją polskich i lokalnych produktów na poziomie międzynarodowym. W 2022 roku nawiązałam współpracę z przedstawicielem dolnośląskiej organizacji Slow Food. W rezultacie, w sierpniu 2022 roku, wraz z mężem odwiedziliśmy Polizzi Generosa we Włoszech i reprezentowaliśmy Polskę oraz Dolny Śląsk podczas wydarzenia Terra Madre Slow Beans 2022.
Prowadzimy rodzinne gospodarstwo rolne od kilku pokoleń. Moi rodzice są właścicielami ziemi, na której uprawiamy kukurydzę, pszenicę i rzepak.
Moim celem jest życie w Polsce w zgodzie z naturą. Pomysł na własny biznes na wsi dojrzewał przez wiele lat. Podróżowałam po całej Polsce, aby czerpać inspiracje i uczyć się od tych, którzy z sukcesem prowadzą działalność na wsi. Dziś mój plan jest jaśniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Razem z rodziną chciałabym stworzyć miejsce do warsztatów, spotkań i bezpośredniego handlu lokalną żywnością oraz rzemiosłem. Marzę o stworzeniu przestrzeni — małej oazy spokoju — w której każdy poczuje się jak w domu i będzie miał szansę odkryć prawdziwe piękno oraz skarby wiejskiej okolicy. Projekt ten rozpoczęłam już pod nazwą „POLNE SERCA” i w ciągu najbliższych kilku lat planuję zwiększyć jego rozpoznawalność w mediach społecznościowych.
A tak ogólnie, to praca w gospodarstwie jest sezonowa — od kwietnia do listopada, czyli od wysiewu do zbiorów. To bardzo intensywny czas. Wszystkie popołudnia, wieczory i weekendy poświęcam głównie ręcznej pracy przy warzywach. To dla mnie forma medytacji, która wspaniale rozwija moją osobowość.
Jakie uprawy dominują w Twoim gospodarstwie?
Najwięcej uwagi poświęcam czosnkowi i cebuli. Te rośliny dają mi wiele możliwości — od początkowej fazy po późniejszy zbiór. Nauczyłam się nie marnować pędów czosnku, tylko je spożywać, a także zostawiać nasiona do przyszłorocznych wysiewów.
Każda część rośliny jest doceniana. Staram się tworzyć z nich kulinarne potrawy dla bliskich, opowiadam klientom, co można z nich ugotować, jakie mają wartości odżywcze i dlaczego warto mieć je pod ręką. Ich smakiem można się cieszyć od kwietnia — od pierwszych zielonych pędów — aż do stycznia, kiedy zostają już tylko lekko podsuszone główki. Oczywiście można je wcześniej przetwarzać i cieszyć się nimi dłużej, ale dla mnie ten świeży smak jest najcenniejszy.
Czy stawiasz na specjalizację, czy raczej na różnorodność produkcji?
Zdecydowanie stawiam na różnorodność, co wynika z doświadczeń z początkowej fazy samodzielnego prowadzenia gospodarstwa, gdy uprawialiśmy wyłącznie czosnek i cebulę. Stworzenie palety barwnych warzyw daje możliwość korzystania z nich w codziennej kuchni.
Zaletą takiego podejścia jest zarażanie innych pasją do gotowania i małego ogrodnictwa na potrzeby rodziny. Oczywiście można mieć hektary dwóch głównych roślin przeznaczonych dla nieznajomych klientów, np. restauracji czy sklepów, ale dla mnie w takim przypadku radość byłaby o połowę mniejsza.
To kwestia indywidualna — jak bardzo identyfikujemy się z naszą rośliną i czy budujemy wokół niej własną historię. Znam różne podejścia i każda z tych ścieżek jest ciekawą lekturą.
Czy zajmujesz się przetwórstwem?
Przetwórstwo warzyw prowadzę wyłącznie na potrzeby własne, rodziny i bliskich. Nie jest to źródło dochodu, lecz sposób na wprowadzenie oszczędności w sezonie jesienno-zimowym, kiedy nie musimy kupować pesto, ketchupu, sałatek czy octu.
Praktycznie wszystko, co pozostaje nam w nadmiarze, suszymy, mrozimy lub zamykamy w słoikach. Smak domowego dżemu ze świeżo upieczonym chlebem czy zupa dyniowa z olejem rzepakowym tłoczonym na zimno są dla mnie niezastąpione.
Jak wygląda marketing, komunikacja z klientami, promocja?
Pokazuję działania z gospodarstwa na swoich kanałach społecznościowych: Instagramie, YouTubie, LinkedInie i Linktree. To mój darmowy warsztat, z którego czerpię radość i który dodatkowo wzmacnia relacje z odbiorcami.
Moje materiały pokazują, jak samodzielnie uprawiać i przetwarzać warzywa, by cieszyć się ich smakiem przez dłuższy czas. Słowo „promocja” rozumiem jako postawę — prezentuję wartość pracy włożonej w uprawę warzyw i ich przygotowanie dla klienta.
Jak wygląda współpraca z klientami?
Głównie korzystamy z lokalnych targów. W przypadku drobnych nadwyżek zaopatrujemy hurtownie lub restauracje. Media społecznościowe budują naszą historię i służą do dzielenia się wiedzą z osobami zainteresowanymi życiem na wsi.
Obecnie nie traktujemy ich jako kanału sprzedaży — wymagają zbyt wiele czasu, który wolimy przeznaczyć na pracę w polu i budowanie bezpośrednich relacji z klientami. Te relacje są dla nas najważniejsze. Póki co, skupiamy się na doskonaleniu praktycznych umiejętności rolniczych.
Jak łączysz tradycję z nowoczesnością w swoim gospodarstwie?
Używam tradycyjnego sprzętu, z którego korzystali moi pradziadkowie i rodzice — na przykład haczek do czosnku i cebuli. Kiedy byłam małą dziewczynką, pracowaliśmy nimi przy burakach cukrowych, których rodzice już dziś nie uprawiają.
Nowoczesność to dla mnie możliwość pokazywania tej pracy w mediach społecznościowych — robię to od dwóch lat, dzieląc się swoją wiedzą z młodzieżą. Spędzenie kilku godzin na plewieniu, sianiu i sadzeniu to dla mnie najlepsza forma „gleboterapii” — niezbędnej w dzisiejszym, pędzącym świecie.
W domu gotuję tradycyjne potrawy, których uczę się od mamy i teściowej, wzbogacając je o moje autorskie dodatki. Fotografie i filmy publikowane w moich mediach często zachęcają innych do łączenia warzyw i kulinarnych eksperymentów we własnych domach.
Czy wdrażasz nowe technologie, innowacyjne rozwiązania, automatyzację?
Czosnek i cebula to nasze główne uprawy, dlatego zakupiliśmy sadzarkę przeznaczoną do ich sadzenia. Teraz rozważamy wymianę na nowy model, który dodatkowo usprawni plewienie.
Nie spotykam się z oporem ze strony starszego pokolenia — wręcz przeciwnie, zachęcają do zamiany pracy ręcznej na maszyny. Moja mama jest dla mnie największą innowatorką i wzorem. Bratowa również inspiruje mnie do wprowadzania nowości w gospodarstwie.
Jak dbasz o siebie?
Pod pojęciem dbanie o siebie kryje się głównie zainteresowanie zdrowym pożywieniem. Już od najmłodszych lat spędzałam mnóstwo czasu w kuchni, gdzie wspólnie z mamą przygotowywałam różnorodne posiłki. To one dostarczają mi energii do pracy, motywują do działania i są paliwem napędzającym organizm. Przykładam dużą uwagę do tego co znajduję się na talerzu i skąd pochodzi dany produkt. Cenna jest dla mnie relacja emocji z jedzeniem, zauważam, że jedne produkty uskrzydlają inne niestety nie. Przez lata wypracowałam różne techniki radzenia sobie ze stresem. Przeczytałam wiele książek z zakresu psychologii, i uważam, że dobra treść oraz wdrożenie jej w życie to doskonały sposób na wewnętrzną równowagę – wybór należy do nas. Wystarczy obserwować swoje ciało.
Dla mnie ukojenie przynosi słuchanie różnorodnej muzyki — od disco polo po metalowe brzmienia — taniec na rodzinnych spotkaniach, kilkudniowe podróże po Polsce i Europie, a także jednodniowe wycieczki rowerowe.
Najlepszym sposobem na odpoczynek jest dla mnie pisanie bajek dla chrześniaków i spędzanie z nimi czasu — wspólne czytanie na spacerach po ogrodzie, kiedy chcą na własne oczy zobaczyć rzodkiewkę z liściem w kształcie serca i przykleić go sobie na dłoni.
Wprowadzanie dzieci do świata rolnictwa to moment, w którym znikają wszystkie troski. Powrót do domu i uruchomienie ich wyobraźni przy tworzeniu ilustracji dla JUŚCI daje mi energię na kolejne tygodnie pracy.
Uwielbiam również uczestniczyć w warsztatach dla rolników. Korzystam z wydarzeń organizowanych przez KSOW, DODR, CDR i EU CAP — to dla mnie forma odpoczynku w gronie inspirujących ludzi z branży. Spotkania, demonstracje, szkolenia i warsztaty od 14 lat są dla mnie dowodem, że ta praca ma sens i nie czuję jej jako ciężaru.
Jakie wartości są dla Ciebie ważne w pracy na roli?
Kieruję się szczerością — oferuję wyłącznie to, co naprawdę udało mi się zebrać. Lubię naturalny wygląd warzyw — często są one lekko zabrudzone lub tylko częściowo oczyszczone i właśnie takie trafiają do kolorowego kosza.
Traktuję swoją pracę jako służbę wobec ziemi. Jeśli czosnek wyrośnie mały — szanuję to, opowiadając klientom, jak można go przygotować, by był najsmaczniejszy. Gdy cebula zbyt wcześnie wypuści nasiona, zostawiam je na przyszły sezon, ciesząc się z ich późniejszych plonów.
Inspirują mnie kobiety, które z pasją mówią o swojej pracy w gospodarstwie — silne, niezależne osoby działające na wielu płaszczyznach: od warsztatów po „grzebanie” w ziemi.
Czy masz kobiece wzorce, które Cię motywują?
Moją inspiracją była babcia, która gotowała wspaniałe obiady, piekła wyśmienite ciasta i z troską dbała o wszystkich wnuków, częstując ich smakami prosto z ogrodu.
Najważniejszą kobietą była i jest moja mama — to ona scala i rozwija gospodarstwo. Nie boi się podejmować ryzyka, np. przy zakupie maszyn czy ziemi. Przez lata bardzo ciężko pracowała z tatą: od wczesnego rana do późnego wieczora w polu, jeżdżąc traktorem, sprzedając mięso z malucha na targu, a jednocześnie będąc obecna na wywiadówkach czwórki dzieci i pomagając w lekcjach.
Chciałabym przekazać innym kobietom, że warto być niezależną i samodzielną. Otwartą na zmiany — z „mięsnej królowej” można przejść do „czosnkowej panienki”. Warto współpracować i uczestniczyć w warsztatach rozwojowych dla kobiet z rolnictwa. Podążanie śladami historii mojej rodziny pozwala mi docenić wszystko, co otrzymałam.
Jak rozwijasz swoje kompetencje jako rolniczka?
Tematem mojej pracy licencjackiej były wioski tematyczne — to od nich zaczęło się moje zainteresowanie rozwojem nie tylko własnego gospodarstwa, ale też lokalnej społeczności.
Uwielbiam pracę z ludźmi, szczególnie z dziećmi, choć spotkania z seniorami i warsztaty kulinarne również są bardzo inspirujące. Pracowałam w Gminnym Centrum Kultury i Czytelnictwa jako organizatorka warsztatów dla dzieci w świetlicach wiejskich i bibliotekach. Prowadziłam zajęcia o różnorodnej tematyce — od Mikołajek po spotkania autorskie. W tym czasie równolegle sezonowo prowadziłam gospodarstwo.
Nauczyłam się projektować plakaty, relacjonować wydarzenia i pokochałam fotografię. Uważam to doświadczenie za cenne przygotowanie do prowadzenia własnej działalności.
Od momentu zakupu gospodarstwa biorę udział w warsztatach, kursach i szkoleniach dla rolników — od zagrody edukacyjnej, przez kursy online, po stacjonarne konferencje międzynarodowe o innowacjach w rolnictwie. Najczęściej rozwijam wiedzę w zakresie uprawy warzyw i ziół — to one stanowią podstawę mojego odżywiania.
Jak oceniasz swoją pozycję jako kobieta w rolnictwie?
Moja pozycja jest „zrównoważona” — nie czuję się gorzej niż mężczyźni, rozmawiam z nimi na równych zasadach, tak samo jak z kobietami. Nie spotykam się ze stereotypami, ponieważ moje pokolenie dorastało w innych czasach, w których kobiety studiują, pracują i łączą życie rodzinne z zawodowym.
Jaka Twoim zdaniem jest dziś rola kobiet na wsi?
Kobiety są niezbędnym filarem rozwoju wsi. Koła gospodyń wiejskich są coraz bardziej aktywne, dziewczyny pewne siebie — oprócz pracy zawodowej uczestniczą w wydarzeniach organizowanych lokalnie.
Ich przedsiębiorczość często mnie zaskakuje — np. tym, jak z włókna potrafią stworzyć oryginalną maskotkę. Coraz częściej widuję na targach rękodzieło pełne wartości i wyrazistego stylu.
Uważam, że potrzebne są jeszcze większe formy wsparcia dla kobiet, które chciałyby rozpocząć własną ścieżkę rozwoju.
Współpracuję z wieloma rolniczkami — od agroturystyki, przez uprawę ziemniaków, alpakoterapię, aż po pszczelarstwo. Każda z nich potrafi motywować do działania i otwierać nowe drzwi. Inspirują mnie swoimi rozwiązaniami i pokazują inne drogi rozwoju gospodarstwa.
Jakie masz plany na przyszłość?
Moim największym marzeniem jest zerwanie z sezonowością upraw warzyw. Zależy mi na całorocznej pracy z ziemią. Zakup szklarni i możliwość działania w ogrzewanym tunelu stworzą warunki do wcześniejszego handlu na targach i dla lokalnych restauracji.
Chcę pokazywać kobietom ze wsi, że praca w polu może być przyjemna, regenerująca i twórcza. To nie tylko źródło pożywienia dla rodziny, ale też dodatkowy dochód — na własne przyjemności czy rozwój.
Marzę o samowystarczalnym gospodarstwie — takim, jak prowadzili moi pradziadkowie, którzy utrzymywali trzynastoosobową rodzinę. Tak jak moi rodzice zapewniali mi jedzenie w dzieciństwie, tak teraz ja chcę się im odwdzięczyć tym samym.
Chcę dalej uczestniczyć w warsztatach dla kobiet, rozwijać się i poznawać kolejne techniki działania w gospodarstwie.
Logo zaprojektowane przez mojego męża Przemysława 😉
Czy korzystasz z pomocy finansowej oferowanej przez ARiMR?
Tak, skorzystałam z pomocy finansowej na początku swojej samodzielnej drogi. Kiedy kupiłam gospodarstwo oddalone o 150 km od rodzinnego domu, wiedziałam, że będzie to miejsce, do którego wrócę, gdy zatęsknię za ciszą, lasem i rzeką.
Planuję jego rozwój, m.in. przy wsparciu LGD. Obserwuję dostępne programy i czekam na odpowiedni moment, by zrealizować kolejne działania.
Korzystam z dopłat bezpośrednich, premii dla młodych rolników i rozważam rozwój działalności pozarolniczej. Pracownicy ARiMR i ODR są bardzo pomocni przy wypełnianiu wniosków — chętnie korzystam z infolinii i kontaktu z doradcą w lokalnym ośrodku.
Cieszę się, że ta pomoc jest bezpłatna, bo to ogromna szansa dla młodych rolników. Traktuję to jako swego rodzaju „szkołę” prowadzenia gospodarstwa.
Uważam, że programy ARiMR bardzo wspierają rozwój gospodarstw. Mam tego dowody nie tylko w swojej rodzinie, ale też wśród sąsiadów i znajomych. Bez tego wsparcia również można się rozwijać, ale tempo zmian byłoby znacznie wolniejsze. Maszyny, nowe technologie i marketing są niezbędne, jeśli mały rolnik chce być nowoczesny.
Procedury są dla mnie jasne i przejrzyste — wszystkie informacje są dostępne na stronach internetowych. Dokumentów jest dużo, ale ich dokładne przeanalizowanie pozwala uniknąć błędów i zachować terminy.
Jakie formy pomocy byłyby najbardziej przydatne w rozwoju Twojego gospodarstwa?
Każda forma wsparcia była dla mnie ważna — zarówno finansowa, jak edukacyjna czy doradcza. Bez pomocy finansowej nie byłabym w stanie samodzielnie kupić gospodarstwa, które traktuję jako inwestycję w swoją przyszłość.
Kredyt o niskim oprocentowaniu, który wzięłam w czasie wzrostu cen, zapewnił mi stabilność w kryzysowym momencie.
Wiedza przekazywana przez instytucje branżowe podczas konferencji i szkoleń wciąż wzbogaca moje gospodarstwo o nowe rozwiązania i możliwości.
Czy programy ARiMR przyczyniły się do konkretnych zmian w Twoim gospodarstwie?
Tak. Dzięki nim zaczęłam bardziej dbać o jakość — chcę mieć warzywa najwyższej klasy, pełne witamin i smaku.
Stosuję zmianowanie, płodozmian, ugory, a także bezorkową uprawę. Dziś nie liczy się dla mnie ilość, lecz jakość. Wracam do korzeni — dosłownie i w przenośni.
Ekoschematy zmieniły moje myślenie — zaczęłam się zastanawiać, jak „dogodzić” Matce Naturze, która każdego dnia odwdzięcza mi się nowymi plonami.
Jak oceniasz wpływ tych programów na Twoją sytuację zawodową i osobistą?
Zrealizowana inwestycja zwiększyła moją pewność siebie jako kobiety, zmotywowała mnie do podejmowania nowych wyzwań i dała mi poczucie finansowej stabilizacji.
Moja ścieżka zawodowa wciąż się rozwija — pracowałam w dużej korporacji rolniczej, następnie w ośrodku kultury, obecnie w firmie transportowej. Dzięki zdobytemu doświadczeniu oraz dodatkowym dochodom z gospodarstwa będę mogła w przyszłości prowadzić własną działalność.
Systematyczność, relacje ze współpracownikami i różnorodne doświadczenia zawodowe pozwalają mi dziś jasno określić, czym chcę się zajmować w życiu.
Dziękujemy za rozmowę!